Przejście graniczne w Medyce, kierunek: Lwów. Pierwszy biwak w miejscowości Turka, stolicy ziemi bojkowskiej, na posesji u gościnnego gospodarza. Kolejne dwa dni spędzone na podziwianiu ukraińskiej strefy Karpat i biwakowanie „na dziko”, nad rzekami. A żeby nie było tak łatwo, przez miejscowości Mukaczewo, Hust, Sołotwyno jadą do przejścia granicznego z Rumunią.

Kolejny etap podróży to Mołdawia. Wzdłuż Prutu, przez małe wioski, pola uprawne i nieużytki, potem winnice i teren mocno pofałdowany. Docierają do Vulcanesti, gdzie znajdują nocleg. A następnego dnia zmierzają znów w stronę granicy ukraińskiej i przejeżdżają obok potężnego betonowego obelisku „Kołchoz imienia Ilicza”, po którym zostało tylko trochę rozwalających się budynków... Jadą w stronę miejscowości o egzotycznej nazwie Tatarbunary. Mijają rozległe uprawy. Krajobraz monotonny – kiedyś był tu step. Zaskakują duże odległości między miejscowościami, w jednym przypadku były to aż 34 kilometry.
W kolejnym dniu na horyzoncie rysuje się wreszcie sina kreska. Rowerzyści dojeżdżają do urwiska i u ich stóp, kilkadziesiąt metrów poniżej, rozpościera się wielka woda. Pod dwóch tygodniach walki z upałem, grawitacją, koszmarnymi drogami i własnymi słabościami dojechali nad Morze Czarne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz